Archiwum luty 2016


Wieś ciąg dalszy
Autor: skorpion1971
28 lutego 2016, 11:00

Babcia jest repatriantką ze wschodu,obecnych terenów ukrainy,jedna jej siostra została tam ,wyszła za ukraińca,niestety  już nie żyje,ale nie o tym miałam pisać.Język mowy pomieszany był z ukrainskim i wyszły z tego tak śmieszne słowa,że zawsze mieliśmy ubaw jak babcia mówiła do dziadka-ty babbaryło-z racji tego,że dziadek był nieco przy kości,a jak bracia mamy szli na imprezy mówiła-wymaściguje się ,wypachniuczy i na hyt-Jeden z braci mamy często wyjeżdzał do pracy w innych miastach no niestety po jego powrotach wiecznie musiałam stać przy jego łóżku i śpiewać -wróć synu wróć z daleka ,wróć synu wróć ojciec czeka-pieśn o synu marnotrawnym,ale on w niedługim czasie znowu wyjeżdzał,a wtedy potrzeba było rąk do pracy na roli nawet ja pomagałam w młockach,deptaniu siana,przesypywaniu zboża.Mój tato wówczas był traktorzystą w kołku rolniczym,wiec w żniwa wracał pózna nocą ,dlatego też często woziłam mu na pola obiady.Ludzie wtedy byli tak szczerzy ,że wszedzie częstowali wódką i najczęściej swojską,dlatego mój ojciec się rozpił,a zawsze jak był piany lubił duużooo mówić nawet po kilka razy jedno i to samo i właśnie to ja musiałam go prowadzić spać i wiecznie słuchać jego pijackiej gatki ,dlatego tak myślę nigdy nie potrafiłam sobie znaleść odpowiedniego faceta.Byly czasy komuny wszystkiego brakowało w sklepach.Jak to dobrze ,że wtedy mieliśmy świnie a z nich mieso i pyszna kiełbasę,jadło się smalec z ogórkiem kiszonym ,bo wwłasne warzywa ,tez były .Babcia sama wypiekała chleb .Jadło sie jeszcze wtedy zdrowo bo swojskie.,ale juz po piwo wysylali mnie ,ktore wtedy lai do bańki lub innego naczynia ,ktore każdy przyniusł i o dziwo nie było wtedy problemu,że byłam dzieckiem ,wszyscy się znali więc dzieciom też sprzedawali.Pózniej nioslo się to piwo robotnikom. wynajętym w pole.Bylo biednie,ale weselej ,ludzie się częściej spotykali uśmiechali.cdn

Wieś też ma swój urok
Autor: skorpion1971
26 lutego 2016, 12:14

Dojazdy rowerkiem miały swoje uroki szczególnie zimą.Pamiętam jak koledzy rzucili we mnie śnieżkami,a ja wtedy spadłam z roweru,ze złości poszłam na skargę do ich mamay,ale nie zawsze się dojeżdzało rowerem,chodziłam też na nogach i wtedy mieliśmy przeróżne pomysły rzeka zamarzła więc chodziliśmy po krze,no i nie obyło się zmoczeniem nagawek.Przy silnych wiatrach druty elektryczne jeszcze na drewnianych słupach dotykały do siebie i iskrzyły,ale mieliśmy atrakcje biegaliśmy z jednej strony na drugą,żeby nie wpaść pod deszcz iskier i jak to dawniej bywało często nie było światła ,więc bracia mojej mamy powiedzieli,że muszę cały czas mówić- światło przyjdz- i ja głupiutka mówiłam,aż w końcu prąd się pojawił.W starszych klasach potworzyły się obozy koleżanek lepszych i gorszych ja oczywiście chciałam trzymać z lepszymi niby przyjęły mnie do grupy,ale zawsze lepiej się czułam z tymi mniej atrakcyjnymi,więc tak lawirowałam między jednymi i drugimi ,żeby zaimponować ułożyłam nawet śmieszny wierszyk na naszego wychowawcę ,który był ok nie pytał jak stwierdził,że ktoś był na jakimś weselu,czy podobnych imprezach,ale jak już poszliśmy na wagary w dzień wagarowicza i jak on nas gonił machając rękami żebyśmy wrócili no to już się wkurzył na drugi dzień robił dochodzenie kto szedł na czele no i cała klasa dostała pały.Zwołał też raz zebranie dziewczyn i mówi-wiszą wam jedna w tą druga w tą-no chyba wiadomo o co chodzi .Było zabawnie jak teraz się to wspomina.Mieszkanie na wsi też ma swoje uroki wysoka trawa po której biegałyśmy z koleżankami,a póżniej opieprz od dziadka,że mu trawę stłukłyśmy i ciężko ją póżniej kosić.Trawa podobała się również zakochany bo często w niej baraszkowali.Chodziło się do lasu,pasło się krowy nawet uczyłam się je doić,a gdy jedna z nich połknęła gwóżdz i zdychała tak strasznie za nią płakałam.Piękne to były czasy,ale ciąg dalszy póżniej

szkoła
Autor: skorpion1971
24 lutego 2016, 11:57

Szkoła dwa budynki jeden dla dzieci klas 1-3 drugi 4-8.Szczególnym wydarzeniem w młodszych klasach to bójka dwuch kolegów o mnie,prawdopodobnie pierwsza miłość,ale ja jeszcze bardzo głupiutka,jak i ci koledzy,uciekłam z płaczem z miejsca zbrodni.Pewnego dnia dostałam też silnego krwotoku z nosa ,wszyscy biegali robiąc mi okłady,bo trudno bylo zatamować krew,chyba było to osłabienie bo raczej nic szczególnego nie wykryli tym bardziej ,że już nigdy to się nie powtórzyło.W domu mieliśmy osobny pokój ,oczywiście ja z rodzicami ,więc szczególnej intymności nie mieli,budząc się w nocy zauważyłam,że coś dziwnegosię dzieje między mamą ,a tatą -wiadomo co robili-stwierdziłam rano skarżąc się  babci,że tato mamę dusił,ale mieli ubaw.Każdego poranka budziłam się sama ,bo rodzice już w pracy,ubrania miałam przygotowane,ale raz zdarzyło się ,że nie wiedziałam w co mam się ubrać i wiecie co zrobiłam otworzyłam okno i tak strasznie płakałam,że niebawem zjawił się mój tato,wtedy miałam przekonanie,że ,albo on usłyszał mój płacz,albo Bozia mi pomogła i go ściągnęła,a tak naprawdę on czegoś zapomniał i wrócił,ale pomógł mi wybrac ubrania.Druga klasa i ważne święto Komunia,sukienki jednakowe,ale strasznie grube i to byl koszmar zamiast przeżywać święto topiliśmy się w upale i gręplinowych kreacjach,przyjęcia raczej nie pamiętam,ale za zebrane pieniądze kupili mi rower składak i dopiero wtedy uczyłam się jeżdzić nie szło mi za bardzo,więc z nerwów kopnęłam rower,a póżniej gdy go podniosłam wsiadłam i jechałam .Rower towarzyszył mi pózniej wszędzie,a szczególnie w dojazdach do szkoły bo miałam do niej ok.4 km      .ciąg dalsz nastąpi

dzieciństwo
Autor: skorpion1971
23 lutego 2016, 20:55

Zacznijmy,więc,moze w końcu od początku.Zaczynając swoją historię wpomnę ,że ok.15 lat mieszkałam na wsi,tam spędziłam swoje dzieciństwo i szkołe podstawową.Jestem jedynaczką,bo rodzice pomimo starań nie mogli miec wiecej dzieci,przynajmniej ,tak mi tłumaczyli,ale pomimo tego nie wychowywalam sie sama,bo byli jeszcze dwaj bracia mojej mamy,którzy nieustannie mi dokuczali,ale jak przyszł co do czego to jeden z nich majac talent plastyczny zawsze rysowal mi rysunki na plastyke.Z opowiadan babci,pamiętam jak to dwa razy uratowała mnie od śmierci.Zracji tego że mieszkalismy na wsi były też zwierzęta koń ,kury ,kaczki itd i wlasnie owy koń byly mnie stratował lecz babcia w pore to spostrzegła i zabrała mnie z jego pola widzenia.Drugi przypadek - związany z moim ojcem ,który nie wylewał za kołnierz dal mojej mamie niezle popalić,a ta z rozpaczy nałykala sie tabletek i tak trzymając mnie na rękach zaczęla mdlec upuszczając mnie i znowu babcia ratowala mnie od upadku.Bylam bardzo zżyta z babcią,własciwie to ona mnie wychowala,pilnowala gdy rodzice byli w pracy ,a co za tym idzie czesto zabierała w pole i sadzała pod kupką siana,bo sama muiała robic.No,ale gdy nieco podrosłam ,chciałam jej oczywiście pomóc i tym sposobem wyrwałam jej całą grządkę buraków ,tak plewiłam chwasty.Majc 3 lata poszlam w końcu do przedszkola,a że bylo ono niedaleko musialam chodzić sama .Tam najbardziej podobala mi się chuśtawka,często bieglam nawet wtedy gdy przedszkole bylo zamknięte oby choć przez chwilę sie pobujać,ale to nie jedyna atrakcja uwielbiałam być dyżurną bo to dawało możliwość wyboru sobie i najlepszym koleżankom najładniejszych talerzy.Pamiętam w dzień Mikołaja tez miałam być dyżuną,ale pech chciał,że dostałam biegunki,wtedy też rodzice byli zaproszeni i nie dość,że nie mogłam podawac do stołu to jeszcze popuściłam w majtki i tak bez nich musiałam wracać do domu,a że miałam krótką spudniczkę strasznie sie wstydziłam,jaka to była dla mnie trauma,że zapamiętałam to do dzisiaj.Przebrnęłam przedszkole i czas byl iść do szkoły ,ale o tym następnym razem.

WSPOMNIEŃ CZAR
Autor: skorpion1971
23 lutego 2016, 20:10

Władca dowiedział się o blogu ,ciekawe czy,bedzie tu zaglądał czy da mi troche prywatności z reguły chce wszystko wiedziec ,wręcz mnie kontroluje,bo jak zawsze uważa ,że go zdradzam,a mi nawet taka mysl nie przeszła przez głowe,ale najczesciej się tak twierdzi jak samemu sie tak robi,tak jak to bywało niegdyś,niby teraz już zrozumiał,że nie warto,ale ja jakos nie mam juz 100/ zaufania,tym bardziej,że miesiąc w miesiac przypomina mi sie jak zjawiły się u mnie jego kochanki.Może kiedys opowiem o tym ze szczegóółami,ale jeszcze nie mam nastroju ,bo dla mnie to było straszne przeżycie przy którym schudłam 10 kg .Nie bylo latwo stres,płacz czesto kajanie sie przed Wladca z czasem zrozumialam ,że nie warto,nie zmusisz nikogo do miłości,a twoja miłość to za mało na dwie osoby.Nauczyłam się z tym żyć,teraz już myslę inaczej ,zmieniły mnie te sytuacje,a najśmieszniejsze jest to,że zawsze sobie mówiłam,ile mój chłop ma kochanek tyle ja mam koleżanek,śmieszne ,ale prawdziwe.Żyję dalej ,żyję z nim,a jak bywa róznie ,raz lepiej raz gorzej,rutyna,przyzwyczajenie.Czy jest miłość?Chyba jest bo jak inaczej wybaczyłabym to wszystko i dalej trwam pomimo wszystko.